Idę asfaltową ulicą, z nieba leje się żar, a po drodze mijam ludzi umęczonych pewnie bardziej niż ja. Mam za sobą 20 kilometrów i czuję jak łydki mnie palą. Kierując się w stronę parkingu, z którego dziś rano wyszłam na szlak, mijam sklep z pamiątkami, więc przystaję. Z każdej podróży przywożę sobie magnes, a z Bieszczadów nie mam jeszcze nic. Moje serce kradnie Bieszczadzki Anioł namalowany na kawałku drewna. Rozglądam się jednak dalej, gdyż obiecałam przywieźć jeden komuś jeszcze i tu wybór nie jest już taki oczywisty. Mój wzrok pada na wizerunek brodatego mężczyzny siedzącego przed kupką monet – Żyda z Pieniążkiem. Na kilka chwil przenoszę się myślami w przeszłość.
Podobny obrazek wisiał również w moim studenckim mieszkaniu. Należał do mojej wspólokatorki i miał nam wszystkim zapewnić pomyślność finansową i przypływ bogactwa. Później w moim życiu pojawiały się inne zwyczaje, jak choćby wkładanie do portfela grosika, czy nawet płatka kwiatów sypanych podczas procesji Bożego Ciała. To ostatnie wydawało mi się zupełnie „nieszkodliwe”. Skoro miało związek z chrześcijańskim świętem, nie mogło być niewłaściwe! Dopiero po latach dotarło do mnie, że to wszystko było po prostu pójściem na łatwiznę. Bo łatwiej było mi włożyć coś do portfela albo powiesić obrazek na ścianie, niż dyscyplinować siebie samą, nadzorować wydatki, czy (o zgrozo!) oddawać część moich ciężko zarobionych pieniędzy innym ludziom!
Pieniędzy nie można lekceważyć – są naprawdę istotne w ziemskim życiu. Pan Bóg też o tym wie i instrukcję obsługi przygotował mi już kilka tysięcy lat temu. Niby prawdziwy Polak instrukcji nie czyta, ale kto tak naprawdę na tym nieczytaniu tracił? Tylko ja. Kiedy usłyszałam, że w Piśmie Świętym jest ponad 2350 wersetów dotyczących zarządzania majątkiem, pomyślałam „No nie ma opcji! Przecież Pismo Święte jest księgą o tym jak być dobrym, jak wierzyć, a nie co z pieniędzmi robić!”. Nie dawało mi to jednak spokoju i tak, cztery lata temu, wzięłam udział w konferencji „Biblia o Finansach”. Przyznam, że usłyszane tam treści były dla mnie sporym zaskoczeniem i pokazały mi jak słabo znam Biblię.
To wszystko we mnie pracowało i z czasem postanowiłam pogłębić temat. Weszłam na stronę Crown Polska i stamtąd przekierowało mnie do rekolekcji prowadzonych przez Fundację dla Rodziny – „Finanse po Bożemu”. Tu już zaczęła się konkretna praca – nie tylko wersety, ale i szereg zadań technicznych, łącznie ze żmudnym rejestrowaniem każdego wydatku. Przyniosło to jednak konkretne owoce – zauważyłam gdzie rozchodzą mi się pieniądze. Codzienne wydawanie paru złotych na głupoty w skali miesiąca, czy roku, dawało konkretną sumę! Efektem tych rekolekcji było wyjście z długów, które ciągnęły się za mną przez lata. Bardzo się z tego cieszyłam, bo po raz pierwszy od dawna poczułam się tak lekko, jakby ktoś zdjął z moich barków wielki ciężar.
Kilkanaście miesięcy później nadal jednak miałam problem z oszczędzaniem, a brak poduszki finansowej doskwierał. Pewnego dnia dostałam maila z informacją że otwierają się zapisy na kolejne rekolekcje o nazwie „Największe Błędy Finansowe Opisane w Biblii”. Książkę z nimi powiązaną miałam już na półce, pomyślałam więc, że najwyższy czas, aby ją otworzyć. I tym razem była to dla mnie solidna lekcja pokory. Nie tylko zrozumiałam w czym niedomagam, ale też otworzyły mi się oczy na to, czego wcześniej wcale nie uważałam za błędy. Tym razem efektem było nauczenie się systematycznego oszczędzania oraz dawania zgodnego z wolą Bożą. Kiedyś byłam pełna obaw, że skoro ledwo spinam budżet, to, gdy zacznę dawać, rozjedzie mi się wszystko. Po kursie zrozumiałam, że dla Boga jestem ważna i że On o mnie zadba. Jak się okazało, dawanie wcale mnie nie zrujnowało, a wręcz przeciwnie, wprowadziło w moje życie przedziwną równowagę.
Oczywiście nic nie dzieje się samo – Pan Bóg pomnoży moje wysiłki, ale najpierw musi mieć co pomnożyć. Obecnie jako tutor towarzyszę grupie ludzi, która przechodzi swój kurs podstawowy. Na jednym ze spotkań pewien uczestnik podzielił się myślą, która nieustannie we mnie pracuje. Gdy rozważaliśmy fragment z oliwą wdowy, ów uczestnik zauważył, że oliwa przestała płynąć dokładnie wtedy, gdy napełniło się ostatnie naczynie. Ponieważ wdowa przyniosła wiele naczyń, Bóg dał jej wiele oliwy. Gdyby przyniosła tylko dwa naczynia, Bóg wypełniłby tylko te dwa. I tak samo dzieje w moim życiu – Pan obdarza mnie proporcjonalnie do moich wysiłków. Jeśli będę szła przez życie z naparstkiem, cóż… wówczas naleje mi tylko tam.
Widzę jeszcze jeden piękny rezultat obydwu kursów. Wiąże się on z oddaniem Panu Bogu władzy nad tym, co do tej pory uważałam za swoje. Kiedyś przekopywałam Internet w poszukiwaniu recepty na szczęśliwe życie, czytając kolejne artykuły o tym jak zwolnić tempo, jednak stosowanie tego wychodziło mi marnie. Dopiero gdy zrozumiałam, że nic na tym świecie nie jest moje, przestałam kurczowo trzymać się rzeczy materialnych i zaczęłam delektować się życiem. Życiem, które samo w sobie jest darem otrzymanym od Boga, każdego dnia na nowo. Zmianę swojej postawy widziałam choćby podczas tej wyprawy w Bieszczady. Dawniej narzuciłabym sobie mordercze tempo, żeby „zaliczyć” jak największą ilość szczytów. Albo oglądałabym całą trasę przez obiektyw aparatu, skupiając się na zrobieniu idealnego zdjęcia, które później miało mi nabić mnóstwo lajków. Dziś było inaczej… Maszerując wolniej cieszyłam się obecnością bliskich, podziwiałam otaczające mnie krajobrazy, wsłuchiwałam w szum traw falujących na wietrze i śledziłam losy ptaka kołującego nad zboczem w poszukiwaniu zdobyczy. Doprawdy, życie jest piękne i świat jest piękny. Warto było nauczyć się zarządzania dobrami doczesnymi, aby serce oddać Temu, który to wszystko stworzył.
Autor: Joanna Rosiek
Zapraszamy na kursy finansowe online organizowane w naszej Fundacji.