Są ludzie, dla których małżeństwo to konieczność, koniec wolności, beztroski i czas, w którym zaczyna coś uwierać. Osoby te noszą w sobie przekonanie, że małżeństwo niszczy miłość i pożądanie. Druga grupa widzi w sakramencie małżeństwa powołanie, które przybliża do Boga i pozwala pełniej je przeżywać. W swoim otoczeniu zaobserwować możemy przykłady udanych małżeństw, które czerpią satysfakcję z bycia razem, trwania w sakramencie, ale też są pary, którym doskwiera ten stan cywilny. Co decyduje o udanym związku? Czy istnieje przepis, który zagwarantuje spełnione małżeństwo, czy decyduje o tym łut szczęścia?
Motylki w brzuchu, czułe słowa i gesty, nieustanne adorowanie drugiej połówki. „Moja piękna” i „mój ukochany” to zwroty, które w pewnym momencie zaczynają zastępować kropki i przecinki. Rozmowy do białego rana, spacery w deszczu… miłość przez duże M. Uczucie, która zastępuje posiłki i sprawia, że zegar staje się zbędnym atrybutem: przecież szczęśliwi czasu nie liczą. Marzenia i plany snute wieczorami i poranne odliczanie do kolejnego spotkania nadają rytm codzienności.
W końcu nadchodzi wymarzony dzień – złote obrączki dostojnie połyskują na palcach, szczęście nabiera nowego smaku. Z nadzieją patrzą w przyszłość przekonani, że „i żyli długo i szczęśliwe” to fragment ich bajki.
Jak w każdej bajce, tak również tej małżeńskiej, mają miejsce chwile grozy. On nie sprząta skarpetek, ona woli brazylijski serial od mundialowego meczu. Pojawiają się dzieci, a wraz z nimi nieprzespane noce, brudne pieluchy, smarki do pasa… zbyt wiele wrażeń jak na dwoje ludzi. Następuje gwałtowne zderzenie z rzeczywistością. Trudności, niestety, rozmnażają się jak chwasty na trawniku, dlatego nierzadko zdarzają się problemy w pracy, z finansami, zdrowiem… Za dużo obowiązków, za mało snu. W natłoku problemów trudno odnaleźć siebie, a co dopiero współmałżonka. „Moja piękna” i „mój ukochany” już nie zastępują przecinków. Dominującym znakiem interpunkcyjnym staje się wykrzyknik. Brak czasu na rozmowę, brak siły na czułość i uważność szybko przynoszą żniwo. Miłość chowa się gdzieś pomiędzy zapłaceniem rachunku za prąd i butelką mleka dla dziecka. Narasta frustracja, kanion pustki pogłębia się z każdym dniem. Coraz częściej myślimy: „Kim jest ta kobieta/mężczyzna z którą/którym dzielę życie?”.
W każdym małżeństwie nastaje taki czas, w którym bohaterowie sądzą, że pomylili bajki, że zły smok skradł łączące ich uczucie. Miłość przecież scala małżeństwo: nie ma miłości — nie ma małżeństwa. Logiczne? Jak najbardziej, pytanie tylko, jak ją pojmujemy.
Dojrzała miłość to nie motylki w brzuchu i czułe słówka, zachody słońca i happy end. Ta bajka kończy się na pierwszym zakręcie, ale życie to nie bajka, choć chcielibyśmy tak myśleć, gdy jesteśmy zakochani. Miłość to DECYZJA, a w niej się trwa, mimo wszystko.
Sakrament małżeństwa wieńczy tę decyzję. Przysięgamy miłość i wierność do końca, nie do chwili, do której będziemy to „czuć”. Trwanie w decyzji nie jest proste, wymaga samozaparcia i nieustannej pracy.
Walka o małżeństwo przypomina często walkę ze smokiem. Choć pierwsze skojarzenie, które się nasuwa, gdy myślimy o smoku, to pewnie trudny współmałżonek… jednak nie o nim tu mowa. Chcesz poznać smoka? Spójrz w lustro: smokiem są Twoje słabości, fałszywe przekonania, brak uważności… i wiele innych. Walka o małżeństwo to walka duchowa. Jak ją wygrać? Jest takie narzędzie, tajna broń, która wesprze Cię w tej walce. To Zeszyt Walki Duchowej, który pomoże spojrzeć w swoje wnętrze, zbliżyć się do Boga i odnaleźć siebie w Nim. Naturalną konsekwencją będzie przemiana relacji ze współmałżonkiem, bowiem chcąc zmienić świat, trzeba zacząć od samego siebie. Małymi kroczkami, dzień po dniu. Ten zeszyt będzie swoistym drogowskazem, który poprowadzi właściwą drogą.
Autor: Agnieszka Brzezoń