Kłaniamy Ci się Panie Jezu Chryste i błogosławimy Tobie, żeś przez krzyż i mękę swoją świat odkupić raczył.
Panie Jezu,
byłeś bez winy. Byłeś posłuszny Bogu we wszystkim. Nie było w Tobie ani śladu grzechu, zła, nieuczciwości, pychy, nieczystości. Chciałeś swoją ofiarą wybawić tych, którzy skazali Cię na cierpienie krzyża. Stałeś przed nimi osamotniony, ośmieszony, wytykany palcami. Co widziałeś w oczach tych, którzy wtedy na Ciebie patrzyli?
Nie było w nich raczej współczucia, miłości. Raczej mogłeś dostrzec w nich niechęć, zawiść, pogardę… Nie było w nich odrobiny ciepła, serdeczności.
Zastanawiam się nad sobą.
Jak często moje oczy patrzą tak samo? Jak często patrzę w taki sposób na współmałżonka? Może patrzę tak na swoich rodziców? Albo takim wrogim spojrzeniem ogarniam własne dzieci? A przecież Ty, Jezu, jesteś obecny w każdym z nich. Ty jesteś w każdym człowieku, a szczególnie w tym cierpiącym i odepchniętym.
Pomagaj mi pamiętać o tym. Pomagaj mi patrzeć z miłością na moich bliskich.
Któryś za nas cierpiał rany, Jezu Chryste zmiłuj się nad nami.
Kłaniamy Ci się Panie Jezu Chryste i błogosławimy Tobie, żeś przez krzyż i mękę swoją świat odkupić raczył.
Panie Jezu,
Ten krzyż był wielki, ciężki, niewygodny. W dodatku był całkowicie niezasłużony. Nie Ty powinieneś go nieść. Nie niosłeś na nim przecież Swoich grzechów… Mogłeś go nie przyjmować, mogłeś odrzucić, pokazując Swoją Bożą Moc. Mogłeś dokonać cudu, jak w Kanie Galilejskiej, albo przy rozmnożeniu chleba. A jednak… nie zawahałeś się wziąć go na Swoje ramiona. Chciałeś wypełnić Boży plan w każdym calu. Wiedziałeś, że tylko ten krzyż może przynieść ludziom wybawienie.
Zastanawiam się nad sobą.
Jak często nie postępuję zgodnie z wolą Bożą? Jak często nie pytam Go nawet o zdanie w ważnych sprawach mojego życia? Jak często odrzucam to, co trudne, ale dobre, idąc na łatwiznę? Jak często w swoim życiu nawet… zapominam o Bogu?
Panie Jezu, naucz mnie zwracać się do Boga każdego dnia w moim życiu. Naucz mnie Go słyszeć i być posłusznym woli Bożej wobec mnie, mojego powołania, małżeństwa, rodziny. Naucz mnie na moje życie patrzeć z Twojej perspektywy.
Któryś za nas cierpiał rany, Jezu Chryste zmiłuj się nad nami.
Kłaniamy Ci się Panie Jezu Chryste i błogosławimy Tobie, żeś przez krzyż i mękę swoją świat odkupić raczył.
Panie Jezu,
Jak bardzo musiało Ci być ciężko? Niosłeś ciężar win całego świata, ludzi wszystkich czasów, na swoich biednych barkach… Szedłeś w skwarze dnia, pod górę, wyszydzany przez żołnierzy i gapiów, otoczony nienawiścią. Krzyż wreszcie przygniótł Cię do ziemi. Nawet wtedy nie zbuntowałeś się wobec Swojego Ojca. Nie wykrzyczałeś Mu własnego cierpienia, samotności. Nie miałeś do Niego pretensji. Nadal Mu ufałeś.
Zastanawiam się nad sobą.
Jak często w trudach mojego życia czuję złość do Boga? Jak często czuję się potraktowany niesprawiedliwie, źle? Jak często użalam się na własny los albo ulegam złemu humorowi? Jak często w kłótni małżeńskiej widzę tylko winę drugiej strony?
Panie Jezu, naucz mnie pełnego zaufania do Boga. Naucz mnie znosić trudności w pokorze, pamiętając, że On zawsze przy mnie jest i nigdy mnie nie opuści. Naucz mnie przyznawać się do błędu.
Któryś za nas cierpiał rany, Jezu Chryste zmiłuj się nad nami.
Kłaniamy Ci się Panie Jezu Chryste i błogosławimy Tobie, żeś przez krzyż i mękę swoją świat odkupić raczył.
Panie Jezu,
Na Drodze Krzyżowej, pełnej bólu, smutku i cierpienia, spotkałeś tę, która potrafiła cierpieć razem z Tobą. Maryja nie pytała o nic, niczego nie oczekiwała, o nic nie prosiła. Być może w czasie tej najtrudniejszej dla siebie drogi, nie powiedziała do Ciebie nawet jednego słowa. Być może nie mogła się do Ciebie nawet zbliżyć. A jednak tam była. Chciała po prostu towarzyszyć Ci, być obecną w Twoim życiu, a nawet – Twojej śmierci.
Zastanawiam się nad sobą.
Jak często w trudach codzienności oddalam się od Ciebie? Jak często zajmuję się wszystkim dookoła, gubiąc to, co najważniejsze, a więc relację z Tobą? Jak rzadko pochylam się nad Pismem Świętym, aby zrozumieć, co chcesz mi powiedzieć?
Proszę, naucz mnie być jak Maryja. Naucz mnie szukania Ciebie w moim życiu. Naucz mnie towarzyszenia Tobie i moim bliskim w ważnych chwilach ich życia.
Któryś za nas cierpiał rany, Jezu Chryste zmiłuj się nad nami.
Kłaniamy Ci się Panie Jezu Chryste i błogosławimy Tobie, żeś przez krzyż i mękę swoją świat odkupić raczył.
Panie Jezu,
Do pomocy Tobie zmusili niechętnego Szymona. Pewnie nie wiedział, że za parę chwil wykona największe zadanie swojego życia. Może tłumaczył się brakiem czasu, innymi zadaniami, które czekają go we własnym domu albo sytuacją rodzinną. Nie wiedział, że dostąpił niezwykłej łaski, że Bóg wybrał go na pomocnika Zbawiciela świata.
Zastanawiam się nad sobą.
Jak często uciekam od uciążliwych obowiązków? Jak bardzo chcę się wymigać od pracy, zadań, które są kłopotliwe? Jak niechętnie biorę udział w działaniu na rzecz parafii, Kościoła, a może misji na świecie? Mam na to oczywiście wytłumaczenie – są przecież obowiązki domowe lub zawodowe, brak czasu, rodzina…
Proszę, naucz mnie bezinteresownej pomocy tym, którzy jej potrzebują. Spraw, abym stał się Twoim narzędziem, abym nie uciekał od tego, co dobre w Twoich oczach.
Któryś za nas cierpiał rany, Jezu Chryste zmiłuj się nad nami.
Kłaniamy Ci się Panie Jezu Chryste i błogosławimy Tobie, żeś przez krzyż i mękę swoją świat odkupić raczył.
Panie Jezu,
Twoja umęczona twarz była pełna bólu. Nosiła ślady razów, pobicia. Ociekała potem i krwią. Odbicie tej twarzy stało się relikwią świętej Weroniki. Nagrodziłeś ją tą pamiątką za dobroć jej serca, za to, że w tak niesprzyjającej sytuacji, nie bała się przyznać się do Ciebie. Dostała piękną nagrodę. Zostałeś z nią w tym obrazie na zawsze, zawsze wiedziała, że jesteś blisko niej.
Zastanawiam się nad sobą.
Jak często wstydzę się swojej wiary? Jak często milczę, gdy ktoś śmieje się z Ciebie, z Kościoła, z chrześcijan? Jak często nie mam odwagi przyznać się do bycia wyznawcą Chrystusa? Proszę, umacniaj mnie w dawaniu świadectwa o Tobie w mojej rodzinie, środowisku pracy i wszędzie, gdzie tylko będę.
Któryś za nas cierpiał rany, Jezu Chryste zmiłuj się nad nami.
Kłaniamy Ci się Panie Jezu Chryste i błogosławimy Tobie, żeś przez krzyż i mękę swoją świat odkupić raczył.
Panie Jezu,
Byłeś już bardzo zmęczony. Krzyż ważył wciąż tyle samo… ale droga dłużyła się i z każdym krokiem stawała się cięższa. Kamienie raniły Twoje nogi. Kurz wpadał w oczy i przysłaniał widok. Wyczuwalna niechęć, a nawet wrogość otaczających Cię ludzi na pewno nie pomagała. Upadłeś po raz drugi. Nie dlatego, że byłeś słaby. Upadłeś, dlatego, że to moje grzechy Cię przygniotły.
Zastanawiam się nad sobą.
Jak często żyję w stanie grzechu ciężkiego? Jak długo unikam spowiedzi? Jak trudno podejść mi do konfesjonału i przyznać się do zła, jakie wyrządziłem Tobie lub ludziom? Czy potrafię moim dzieciom wytłumaczyć, że spowiedź jest ważnym momentem w moim życiu? Czy patrząc na mnie, widzą, że tak jest rzeczywiście?
Panie, proszę, spraw, aby tęsknota za Tobą prowadziła mnie prosto do Sakramentu Spowiedzi, abym mógł żyć w stanie łaski uświęcającej i być bliżej Ciebie.
Któryś za nas cierpiał rany, Jezu Chryste zmiłuj się nad nami.
Kłaniamy Ci się Panie Jezu Chryste i błogosławimy Tobie, żeś przez krzyż i mękę swoją świat odkupić raczył.
Panie Jezu,
Byłeś bity, odrzucony, wyśmiewany. Jeśli ktokolwiek miał prawo do łez, to byłeś to właśnie Ty. Płakały jednak kobiety. Płakały, choć nic nie zrobiły, aby Tobie było lżej. W ich sercach była litość wobec Ciebie w obliczu okrucieństwa, jakie Cię spotkało… Nie miały jednak w sobie odwagi Świętej Weroniki, aby podejść i rzeczywiście Ci pomóc.
Zastanawiam się nad sobą.
Jak często ubolewam nad złem tego świata? Smucę się, że są wokół mnie osoby biedne, cierpiące, może głodujące lub bezdomne… Ale czy potrafię im pomóc? Tak realnie, prawdziwie, a nie tylko rzucić nieistotne parę groszy, aby uspokoić własne sumienie? Czy potrafię dać z siebie więcej? Czy daję tylko to, na czym mi zbywa? Czy pamiętam, co to jest post i jałmużna?
Panie, proszę, pomóż, abym umiał litość zamienić na miłosierdzie i prawdziwą pomoc innym.
Któryś za nas cierpiał rany, Jezu Chryste zmiłuj się nad nami.
Kłaniamy Ci się Panie Jezu Chryste i błogosławimy Tobie, żeś przez krzyż i mękę swoją świat odkupić raczył.
Panie Jezu,
Zbliżałeś się niemal do końca Swojej drogi. Być może widziałeś już niedaleki kres wędrówki. Pewnie chciałeś już tam dotrzeć. Co prawda osiągnięcie celu drogi wcale nie oznaczałoby odpoczynku… Byłeś jednak już raczej blisko.
Wtedy znów upadłeś. Może potknąłeś się o jakiś kamień lub korzeń. Może korona cierniowa i ciężki krzyż sprawiły Ci taki ból, że nie mogłeś już iść dłużej. Może brakło Ci sił i zasłabłeś… Nie wiemy, jak to wszystko wyglądało. Wiemy jednak, że i z tego, kolejnego upadku, podniosłeś się, aby iść dalej. Byłeś wytrwały. Tak wtedy, gdy mówiłeś do tłumów ludzi, którzy nadal nie mogli pojąć Twoich słów, tak też wtedy, gdy szedłeś Drogą Krzyżową. Nie poddałeś się.
Zastanawiam się nad sobą.
Jak bardzo jestem inny od Ciebie? Jak często zmieniam zdanie, rezygnuję z podjętych wysiłków wobec trudności, które napotykam? Jak łatwo jest mi machnąć na coś ręką, bo przecież nie warto się starać?
Proszę, naucz mnie Twojej wytrwałości, abym pracował dobrze, zarówno w życiu zawodowym, nad relacjami z innymi, a przede wszystkim – nad samym sobą.
Któryś za nas cierpiał rany, Jezu Chryste zmiłuj się nad nami.
Kłaniamy Ci się Panie Jezu Chryste i błogosławimy Tobie, żeś przez krzyż i mękę swoją świat odkupić raczył.
Panie Jezu,
Dotarłeś wreszcie na szczyt Golgoty. Wydawało by się, że to, co najgorsze, jest już za Tobą. A jednak, to był dopiero początek końca. Na tym szczycie chcieli Cię jeszcze odrzeć z resztek godności, zabierając Twoje szaty. Nie wiedzieli, że godności ludzkiej nie mogą zabrać. Nie wiedzieli, że z godności Boskiej nigdy Cię nie obnażą.
Zastanawiam się nad sobą.
Jak często uderzam w godność innego człowieka? Czy zdarza mi się kogoś wyzywać, przezywać, używać wobec kogoś wulgarnych słów? Czy zdarza mi się plotkować o kimś, mówić w nieprzyjemny sposób za jego plecami? Czy nie doceniam życia najmniejszych, chorych, starych? Jak często nie zważam na godność Boga – modląc się w pośpiechu, bez zaangażowania, spóźniając się na nabożeństwa, a może w ogóle zapominając o modlitwie?
Proszę, Panie, przypominaj mi o tym, że zawsze mam stać na straży godności ludzkiej i Twojej.
Któryś za nas cierpiał rany, Jezu Chryste zmiłuj się nad nami.
Kłaniamy Ci się Panie Jezu Chryste i błogosławimy Tobie, żeś przez krzyż i mękę swoją świat odkupić raczył.
Panie Jezu,
Stało się. Przybili Twoje ręce, które uzdrawiały tak wiele osób. Przybili Twoje nogi, które przeszły tyle kilometrów, gdy głosiłeś ewangelię wśród towarzyszących Ci tłumów. Ty, który przyciągałeś rzesze zaciekawionych Tobą ludzi, wisiałeś teraz na krzyżu, niemal samotnie, sąsiadując jedynie z dwoma łotrami. Ty, Bóg, doczekałeś się męki, która wtedy była znakiem hańby. Ilu z tych ludzi, którzy wcześniej szli za Tobą, wierzyło nadal, że jesteś prawdziwym Zbawicielem?
Zastanawiam się nad sobą.
Jak często wątpię? Jak często zapominam o zaufaniu Tobie? Jak często narzekam na Kościół, nie robiąc zbyt wiele, aby działo się w nim lepiej? Proszę, pomóż mi zawsze patrzeć na Twój krzyż z niezachwianą wiarą w to, że tylko w Tobie jest moje zbawienie.
Któryś za nas cierpiał rany, Jezu Chryste zmiłuj się nad nami.
Kłaniamy Ci się Panie Jezu Chryste i błogosławimy Tobie, żeś przez krzyż i mękę swoją świat odkupić raczył.
Panie Jezu,
Oddałeś Swoje życie. Za mnie, za wszystkich, którzy żyli przede mną i wszystkich, którzy po mnie się narodzą. Wybrałeś śmierć, choć na pewno mogłeś jej uniknąć. Wybrałeś to, co było najlepsze nie dla Ciebie, ale dla mnie, biednego, małego człowieka. Cały jesteś miłością.
Zastanawiam się nad sobą.
Jak często kieruję się egoizmem? Czy potrafię najpierw pomyśleć o innych, zamiast o sobie? Jak bardzo zależy mi na powodzeniu moim, a zapominam o powierzonych mi ludziach? Skupiam się na pracy, zapominając o rodzinie? Albo realizuję własne cele metodą „po trupach”, żeby zdobyć to, co sobie wymyśliłem, niezależnie od sytuacji innych ludzi?
Proszę, ulecz mnie z mojego egoizmu. Bądź moim nauczycielem miłości.
Któryś za nas cierpiał rany, Jezu Chryste zmiłuj się nad nami.
Kłaniamy Ci się Panie Jezu Chryste i błogosławimy Tobie, żeś przez krzyż i mękę swoją świat odkupić raczył.
Panie Jezu,
Twoje Święte Ciało zdjęto z krzyża. Umęczone, pohańbione, podrapane, zakrwawione. Ciało z miłości ukrzyżowane. Wydane za ludzi. Wydawało się im niepotrzebne. A jednak prosiłeś, aby Je dzielić na Twoją pamiątkę.
Zastanawiam się nad sobą.
Czy oddaję cześć Twojemu Najświętszemu Ciału? Czy chętnie i często przystępuję do komunii świętej, wierząc, że to naprawdę jesteś Ty, ukryty pod postacią chleba? Czy stało się to dla mnie rutyną, czy nadal jest żywym spotkaniem z żywym Bogiem? Czy pokazuję swoją postawą moim dzieciom, że przyjęcie komunii jest wielkim przywilejem, z którego należy często korzystać?
Panie, spraw, abym tęsknił za eucharystią, abym potrafił nauczyć też moje dzieci, jak wielkim szczęściem jest mieć Cię tak blisko siebie, na wyciągnięcie ręki.
Któryś za nas cierpiał rany, Jezu Chryste zmiłuj się nad nami.
Kłaniamy Ci się Panie Jezu Chryste i błogosławimy Tobie, żeś przez krzyż i mękę swoją świat odkupić raczył.
Panie Jezu,
Twoi przyjaciele złożyli Cię do grobu. Pewnie myśleli, że to już koniec. Ich Bóg, ten, w którym pokładali wszystkie nadzieje, zginął. Nie odszedł w chwale, jakby się można tego było spodziewać po królu świata. Nie zamknął oczu, tracąc wcześniej wszystkich swoich wrogów. Nie zebrał dotąd pokaźnego wojska, nie zbudował wielkiego pałacu, ani nawet porządnego grobowca. Umarł i został złożony w grobie przyjaciela.
Można powiedzieć, że zupełnie nie spełniłeś oczekiwań tych, którzy na Ciebie czekali. A jednak… zrobiłeś o wiele więcej. Wygrałeś ze śmiercią, grzechem, nienawiścią. Pokonałeś zło, wcale nie siłą wojska, ale ofiarą z Siebie, własną miłością. Nikt nigdy tego nie dokonał i nie dokona.
Zastanawiam się nad sobą.
Jak często tracę nadzieję? Czy pamiętam, że na końcu mojego ziemskiego życia czeka mnie życie wieczne? Czy nadal wierzę w ciała zmartwychwstanie? Czy tęsknię do momentu, kiedy będę oglądać Boga twarzą w twarz?
Panie, proszę, wlej w moje serce wiarę, nadzieję i miłość, abym więcej nie wątpił. Abym zawsze pamiętał o tym, co dla mnie uczyniłeś, abym czekał z radością na Twoje powtórne przyjście. Aby koniec dla mnie był zawsze początkiem.
Któryś za nas cierpiał rany, Jezu Chryste zmiłuj się nad nami.
Autor: Joanna Fiołek